Mam dla Was gratkę: plany, plany i jeszcze raz plany. Pochodzą od Fokkera, który zwykle parał się samolotami regionalnymi. Tutaj mamy interesujący projekt ich pomysłu, mający wozić pasażerów i fracht przez Atlantyk, a także na trasach KLMu z Holandii do Indonezji.
Zwany był różnie, typem F.40 lub 180. Dojrzewał na deskach kreślarskich od końca lat trzydziestych do 1944 roku. Inżynierowie Fokkera przyjęli dość ciekawą formę dla swojego liniowca – hybrydowe latające skrzydło z dwiema belkami ogonowymi i łączącym je usterzeniem. Saloniki pasażerskie i ładownie mieściłyby się w centropłacie, a na samym przedzie umieszczono dość klasycznie wyglądający kokpit, niejako przytwierdzony do krawędzi natarcia skrzydła.
Rysunków jest sporo i praktycznie każdy pokazuje nieco inny wariant. Samolot napędzany miał być czterema lub pięcioma tłokowymi silnikami. Przewidywano układ ciągnący lub łączony ciągnąco-pchający. Rozpiętość miała wynosić 40 lub 65 metrów, długość od 30 do 32. Saloniki miały pomieścić od 16 do 24 osób, do tego personel kabinowy, kucharza i czteroosobową załogę. Niedużo, ale kto by chciał wozić płacących pasażerów, kiedy na pokładzie jest salonik do brydża?
Ostatni plan to już kompletny odjazd, który zakładał podobne do poprzednich, ale sześciosilnikowe latające skrzydło, już bez osobnego kokpitu na froncie. Za to pod płatem podwieszony miał być dwusilnikowy samolot. Obstawiam, że to jakiś genialny pomysł na wożenie poczty, ale to tylko domysły.
Szkoda, że częściej nie trafiają się plany w tej rozdzielczości. Archiwa Boeinga są dość dobrze opisane, ale taki na przykład Tupolew – tam musi być skarbnica dziwactw. Jest za to miejsce, gdzie nie spodziewałbym się cudów – zaplecze Airbusa. Może się mylę, ale europejski gigant sprawia wrażenie jednego wielkiego xięgowego…