Jest podwozie, czy go nie ma, co za różnica? – Malev 262

Oto co się dzieje, gdy ktoś w kabinie oleje checklisty przez pośpiech.

W 2000 roku węgierskie linie lotnicze Malev były w trakcie wycofywania starych Tu-154 na rzecz zachodnich Boeingów 737. 4 lipca zdarzyło się jednak, że z powodu problemów z silnikiem jednego z 737-300 trasę Budapeszt – Saloniki miał obsłużyć Tu-154B-2. Lot był krótki i bezproblemowy, może poza drobną niedogodnością, jaką było wyzwalanie się systemu GPWS, Ground Proximity Warning System z powodu bliskości terenu na podejściu. Tor lotu prowadził niekiedy tylko 100 metrów nad szczytami pagórków, a pogoda była idealna i widać było każdą przeszkodę, więc zirytowana załoga wyłączyła ten system.

Tu-154B2 linii Malev we własnej osobie

Ustabilizowany na ścieżce Tu-154 podchodził szybko do pasa 28, ale pilot prowadzący samolot zdecydował się nie wypuszczać jeszcze podwozia, spodziewając się odejścia na drugie okrążenie. Na pasie wciąż znajdował się Boeing 757, który otrzymał już zezwolenie na start, ale nie było wiadomo, czy zdąży przed nadciągającym Tupolewem. 757 jednak zebrał się z drogi startowej, a Tu-154 otrzymał zezwolenie na lądowanie. Z powodu ograniczeń czasowych nie wykonano listy kontrolnej przed lądowaniem, a że system GPWS był wyłączony, nie ostrzegł załogi o nie wypuszczonym podwoziu. Nie uczynił tego też kontroler wieżowy, wciąż zajęty odlatującym 757.

Mapa lotniska w Salonikach sprzed aktualnej rozbudowy

Jedynym, który zauważył że coś jest nie tak, był pilot siedzący w samolocie na płycie lotniska. Krzyknął przez radio, by pilot Maleva odszedł na drugi krąg, co ten skrzętnie uczynił, przypominając sobie o nie wypuszczonym podwoziu. Dawaj szwagier, redukcja, gaz! Niestety, silniki odrzutowe działają jak działają i rozkręcają się powoli, a Tu-154B-2 nie miał też napędu najnowszej generacji, więc zanim ciężki samolot ponownie nabrał prędkości i podniósł się do lotu, zetknął się z pasem. Przy prędkości 160 węzłów (około 300 km/h) Tupolew usiadł na brzuchu i przeczołgał się po pasie przez około 500 metrów zanim silniki wyprodukowały dość ciągu, by poderwać maszynę do lotu. Fakt, Tu-154 został zaprojektowany tak, by w razie takiej sytuacji ślizgać się na płozach pod gondolami podwozia głównego, ale i tak mocno się poturbował. Inna sprawa, że gdyby trafiło na typ z silnikami podwieszonymi pod skrzydłami, skończyłoby się to tragicznie.

Po kolejnych szesnastu minutach i dodatkowym niskim przelocie nad lotniskiem dla sprawdzenia, czy podwozie zostało skutecznie wypuszczone, Malev 262 usiadł bezpiecznie na ziemi. Przy oględzinach samolotu okazało się, że nie opłaca się go naprawiać, więc został w Salonikach. Dziś służy strażakom do szkolenia w gaszeniu pożarów.

Kategorie:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *