Królowej wymiarów się nie wytyka: Saro P.192 Queen

Saunders-Roe, Saro, SaRo, zwał jak zwał. Brytyjska manufaktura-instytucja, jeśli chodzi o łodzie latające. Wyprodukowali ich mnóstwo, zaprojektowali jeszcze więcej. Dziś zajmę się największym z ich niezrealizowanych projektów, bo jest na co spojrzeć – Saro P.192, nieoficjalnie nazwana Queen.

Start i lądowanie na wodzie samolotem o masie prawie 700 ton. Powodzenia.

Na pierwszy rzut oka skojarzenia z arcyciekawym Airlinerem No 4 Normana Bel Geddesa nasuwają się same. Bezczelny wręcz ogrom projektu, wielość pokładów, bogate wyposażenie – wszystko się zgadza. Skąd u Brytyjczyków tyle fantazji? Czego dolano im do herbaty? Czy królowa jest nieśmiertelna? Tyle pytań bez odpowiedzi.

Dla kontekstu: są lata pięćdziesiąte. Inżynierowie w Saro pracują pełną parą nad ogromną łodzią latającą Princess, w planach jest również model Duchess. Zgłasza się do nich przedstawiciel linii promowych P&O z propozycją współpracy. Mówi, że ich promy są spoko i w ogóle, ale gdyby mogły latać, pewnie byłyby jeszcze bardziej spoko. Wkrótce inżynierowie przedstawili światu Jej Wysokość (Długość, Szerokość) P.192.

Rzućmy okiem na liczby. Ależ oczywiście, że są absurdalne. Rozpiętość skrzydeł – 97 metrów. Długość – 96 metrów. Wysokość – 28 metrów. Masa startowa – 681 ton. Zasięg – 1900 mil (nie określono, czy imperialnych czy morskich, czyli gdzieś pomiędzy 3000 a 3500km). 7 osób załogi w kokpicie i 40 w kabinie. 6 pełnych splendoru pokładów, mieszczących 1000 pasażerów i ich bagaż, a także trochę frachtu. 53 toalety!

Napęd jest jeszcze ciekawszy. W skrzydłach elegancko usadowiono dwa tuziny silników odrzutowych Rolls-Royce Conway (Boeing 707-420 i Vickers VC-10 były napędzane przez 4 takie i w obu przypadkach wystarczało to do przewiezienia blisko 190 osób na odległość 6 do 9 tysięcy kilometrów). 24 silniki. Ktoś kiedyś dał więcej? Mało tego – P.192 nie musiałby się wstydzić osiągów nawet teraz. Prędkość przelotowa 454 mile (730km) na godzinę, prędkość wznoszenia – 3430 stóp na minutę (17,5 metra na sekundę)! Toż to niemalże rakieta. Gruba rakieta!

Projekt zwieńczono rzadko używanym w lotnictwie cywilnym usterzeniem motylkowym (Rudlickiego). Jak nie kochać tego samolotu?

Typowa podróż P.192 odbywałaby się na imperialnej trasie Wielka Brytania – Australia. Punktem wyjścia byłoby Southampton, a po drodze do Sydney samoloto-prom zatrzymywałby się w Aleksandrii, Kalkucie, Singapurze i Darwin. Tam i z powrotem w zaledwie tydzień.

Wieść internetowa niesie, że powodem dla którego P.192 nie powstał, były tylko fundusze. Tylko kilka ton pieniędzy dzieliło nas od tego wiekopomnego wynalazku. Jeśli to prawda, inżynierowie Saunders-Roe byli najzdolniejszymi ludźmi na Ziemi i trzeba było dać im wszystkie pieniądze świata, a rozwiązaliby każdy problem z jakim boryka się nasza cywilizacja.

Tagi:
Kategorie: