Spotterzy często kręcą się w okolicy lotnisk, by uchwycić ciekawe ujęcia samolotów przy starcie i lądowaniu. Jim Meads polował na coś ciekawego, ale tego dnia wiało nudą. Wreszcie usłyszał huk silników i przymierzył się do foty ciągnika na tle podchodzącego samolotu. No to się doczekał…
English Electric Lightning był uroczym stworzeniem, nawet jeśli nie był najpiękniejszy na runwayu. Dwa turboodrzutowe Avony jeden nad drugim dla zmniejszenia powierzchni czołowej to przeoryginalne rozwiązanie. Częściowo dzięki niemu (i kilku innym detalom stylistycznym) samolot ten mógł rozpędzić się do prędkości równej Ma 2 i dzielnie służyć w RAFie przez prawie 30 lat, aż do 1988 roku, na złość nowocześniejszym typom. W 1985 roku, pod sam koniec kariery, jako jedynej maszynie z bogatej stawki (F-14, F-15, F-16, Mirage, F-104 – bogate musiały być to manewry) Lightningowi udało się przechwycić Concorde’a, którego British Airways wystawiły jako cel, a który to egzemplarz w tym czasie przechodził kilka testów związanych z remontem.
Na samym początku służby, 13 września 1962 roku, pilot testowy George Aird musiał zmierzyć się z cokolwiek poważnym problemem na pokładzie pierwszej produkcyjnej wersji Lightninga, nazwanej F1. Kontrolki w kokpicie wskazywały na awarię dopalaczy w obu silnikach. Aird zdecydował się więc na lądowanie awaryjne w Hatfield, na historycznym lotnisku wytwórni de Havilland. Wykonywał podejście do pasa 06, na końcu którego rozłożono siatkę hamującą, gdyż pas był krótkawy jak na awaryjne lądowanie Lightninga. Okazała się zbędna.
Na krótkiej prostej samolot zadarł nos – pożar w tylnej części kadłuba przepalił gniazdo podnośnika statecznika poziomego. Aird nie miał szans na opanowanie maszyny, więc zdecydował się skorzystać z dobrodziejstwa jakim był fotel wyrzucany.
W pobliżu trwały prace mające na celu utrzymać okolice pasa w nienagannej formie: koszenie trawy blisko strefy przyziemienia. Ciekawe, że mimo wiedzy o podejściu samolotu z poważną awarią (skoro rozstawiono siatkę), nikt nie zdecydował się usunąć ludzi z okolic pasa, nawet jeśli znajdowali się w standardowej, bezpiecznej odległości. Tak, czy inaczej, przy operacji koszenia obecny był fotograf Jim Meads. Spodziewał się artystycznego ujęcia samolotu podchodzącego do lądowania i ciągnika na pierwszym planie. Dostał coś zgoła ciekawszego:
Samolot gruchnął w pobliżu płotu lotniska, Aird wylądował w szklarni z pomidorami. Gdyby zdecydował strzelić się chwilę później, widok byłby nieco mniej piękny. Wyszedł z tej przygody z kilkoma złamaniami, ale pół roku później znów latał, a na Lightningi wrócił po roku od wypadku. Opuścił British Aerospace w 1983 roku, ale pozostał aktywnym pilotem dyspozycyjnym i rejsowym aż do emerytury w wieku 65 lat w 1993 roku.
Wyobrażam sobie, że fotografia ciągnika i Lightninga wisiała u niego w domu nad kominkiem. Gdybym był brytyjskim lotnikiem, nad moim by wisiała. Ona, albo fotka Britannii utytłanej w błocku…