Latający tyłek kontratakuje w wersji VIP: HAV Airlander 10

Był taki piękny czas w historii świata, gdy wydawało się, że wszystko jest możliwe i ziści się nawet tak zbędny i niedorzeczny pomysł, jak postulowany przeze mnie od wielu lat sterowiec-jacht dla sławnych, bogatych i ekscentrycznych, którym mogliby niespiesznie turlać się nad światem niczym ekipa z jakiegoś JRPGa z lat dziewięćdziesiątych. Choć brzmi to jak pomysł z zeszłego wieku, chodzi o czasy znacznie nam bliższe, bo ogłoszono go w 2018 roku, rok przed usunięciem przez koronakryzys wszelkich zbędnych fanaberii i znaczącym wyjałowieniem świata z frywolności wszelakich. Na nasze szczęście, Hybrid Air Vehicles nie składa broni, bo ich Airlander 10 ma niedługo zaszczycić rynek swą obecnością i być jachtem tylko w jednej z wielu bardziej dochodowych wersji.

Ta część z Was, która obyła się już z moim poglądem na estetykę niektórych statków powietrznych, będzie pamiętała, że oblatany w 2012 roku prototyp Airlandera brał na łamach udział we wciąż nierozstrzygniętych wyborach na Miss Latającego Tyłka XXI wieku. Stało się tak ze względu na charakterystyczny kształt zarówno jego, jak i konkurencyjnego Lockheeda Martina P-791. Oddaję scenę obu ślicznotkom:

Lata mijają, ale Airlander ponoć wciąż ma się dobrze, a Hybrid Air Vehicles planuje aktualnie krótką serię produkcyjną pod nazwą Airlander 10. Będzie on odrobinę większy od prototypowego HAV 304, przewiezie 10 ton towaru (stąd nazwa) na odległość 4 000 mil morskich (około 7 300 kilometrów) i w tej wersji będzie legitymował się długotrwałością lotu na poziomie pięciu dni. Cóż, ze względu na swoją konstrukcję nie będzie to najszybszy zwierz w stajni, choć prototyp i tak okazał się szybszy od jakichkolwiek sterowców z ich złotego wieku, osiągając przelotowo prawie 150 km/h. Hindenburg i Graff Zeppelin II maksymalnie śmigały po 135 km/h, Macon i Akron osiągały 140. Fakt, wszystkie cztery były znacząco większe, ale nie uprzedzajmy faktów – ma powstać większy Airlander 50, jak sama nazwa wskazuje… czterdziestotonowy. Tak, wiem, wciąż nie umywa się do gigantów z lat trzydziestych dwudziestego wieku.

Niemniej jednak, dzięki hybrydowej konstrukcji i faktowi, że jest to wciąż cięższy od powietrza statek powietrzny a nie klasyczny aerostat, Airlander i jemu podobne konstrukcje nie potrzebuje tyle infrastruktury, by przygwoździć je do ziemi po lądowaniu i obsłużyć podczas załadunku. Dawne sterowce wymagały mnóstwa lin cumowniczych i sporej załogi naziemnej, a także ostrożnego obchodzenia się z wypornością i masą, by w ogóle wznieść się i wylądować. Airlander może też sam sobie z tym poradzić przy niewielkiej pomocy ciągu czterech dieslowskich V-8 o mocy 340 KM na sztukę. Wielbicieli Grety uspokajam – wersja elektryczna zostanie wdrożona do 2030 roku. Będzie to nawet miało swój urok – podróżowanie nad pięknymi zakątkami globu w absolutnej ciszy…

HAV wciąż planuje pierwszy lot seryjnego Airlandera 10 w 2024 roku, czyli w sumie już niebawem. To wersja towarowa, ale w planach są też platformy wojskowo-rozpoznawcze i wspomniana we wstępie jachtowo-wyprawowa. Ta jest w sumie chyba najciekawsza, zresztą – popatrzcie sami na wizualizacje przygotowane przez Design Q, projektanta wnętrz lotniczych i samochodowych:

Gdy ponad dekadę temu zacząłem doszufladowo parać się dieselpunkiem i karty moich pochowanych opowiadań wypełniły sterowce, miały wiele udogodnień pokrewnych z tymi planowanymi dla Airlandera, co tylko potwierdza stare anglosaskie przysłowie, że strange minds think alike. Szklane podłogi? Jest ich w opór, są wszędzie, nawet pod stolikami. Nie da się przejść dwóch metrów bez przypomnienia, że ziemia została daleko pod nami. Bar i kuchnia? No przecież że są, jak inaczej 16 osób miałoby spędzić w powietrzu trzy dni? Kabiny pasażerskie? Po co w ogóle pytać – osiem dwójek. Jedno czego brakuje, to basenu w dnie gondoli i możliwości wylądowania na wodzie, by połączyć pływanie wśród chmur z pływaniem wśród płaszczek. Nie gryzłoby się to z profilem klienta wymyślonym przez speców z działu sprzedaży HAV, którzy opracowali tę wersję dla wypraw widokowych nad Amazonią czy Arktyką.

Niestety, każdy kto pamięta jak potoczyły się losy kin, siłowni i galerii handlowych na pokładzie Airbusa A380 dostrzeże od razu gdzie najpewniej zakończą się marzenia o luksusowej wyprawówce: przewidziane są też wersje 40- i 90-miejscowe. Oznacza to, że raczej będą to wycieczki widokowe dookoła komina jak w Zeppelinie NT niż powolne przemierzanie nieba w swojej własnej kabinie, zwłaszcza w dzisiejszych niepewnych ekonomicznie czasach.

Zeppelin NT, tyle nam zostało schedy po LZ-129 i LZ-130…

Z drugiej strony: kto bogaty był już wcześniej, ostatnio często jeszcze znacząco się wzbogacił i może mieć parę wolnych milionów na zbyciu, więc może znajdą się ekscentrycy, którzy jednak urzeczywistnią marzenia HAV i moje o latającym jachcie. Poproszę zapakować. Hm, na fakturze będzie 50 milionów dolarów za sztukę, bez wyposażenia. To może chociaż jakiś model w skali 1:720?

Aha – prototyp Airlandera rozbił się podczas drugiego lotu próbnego w 2016 roku. Jeśli spodziewacie się kuli ognia i apokalipsy, będziecie rozczarowani:

Trzeba go było utkać z aluminium, nawet by nie poczuł…

Tagi:
Kategorie:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *