Tytułowe zdjęcia wyglądają tak kuriozalnie, że można by sądzić, że ich twórca wyprowadzał mrówkojada na spacer. Jednak Salvador nie miał z tym nic wspólnego, to wynik ucieczki małego samolotu i jego dzikiej wycieczki po płycie lotniska.
Była sierpniowa noc w 2001 roku na lotnisku Parafield, na północ od Adelaide w Australii. Pięćdziesięcioletni chirurg Luis Isabel skończył niedawno dyżur i szykował swojego Pipera Saratoga do lotu. Odległości w Australii są spore, więc czasem taniej, łatwiej i bezpieczniej latać codziennie do pracy, niż jechać. Próbował odpalić samolot z kluczyka, ale akumulator był zdechł, śmigło nie ruszyło. Luis wyszedł więc, by odpalić silnik ręcznie. Zostawił samolot na hamulcu, ale nie zabezpieczył kół, ani nie zapewnił sobie pomocy innego pilota. Zakrzyknął „od śmigła!”, zakręcił… i Saratoga pojechała. Isabel oberwał od skrzydła samolotu ale nic mu się nie stało.
Po 150 metrach samolot natrafił na cztery Pipery Warrior należące do szkoły latania University of South Australia, ale nie zatrzymał się. Skręcił w prawo i wjechał w prawy bok stojącego kawałek dalej Pipera Seminole, również należącego do szkoły.
Śmigło Saratogi weszło w kadłub Seminole’a jak w masło… i jeszcze raz… i tak jeszcze 15 razy. Po dotarciu do skrzydła Seminole’a, śmigło wreszcie zaklinowało się o dźwigar i zatrzymało silnik. Efektem ubocznym krojenia był potężny wyciek paliwa, ale pożaru udało się uniknąć. Mogło być gorzej, 25 metrów dalej były lotniskowe zbiorniki z paliwem i tylko ten Seminole uratował wszystkich w okolicy przed wystąpieniem w filmie Michaela Baya.
University of South Australia pozwał doktora Isabela na pół miliona dolarów australijskich za straty wynikłe w ten sierpniowy wieczór. Australijskie Civil Aviation Safety Authority spowodowało wszczęcie wobec niego postępowania karnego, ale sprawa została umorzona, gdyż nie można było stwierdzić, że nie był to zwykły wypadek – możliwe, że Saratoga miała problem z układem hamulcowym i dlatego ruszyła przez lotnisko.
Najgorzej wyszedł na tym uniwersytet, który stracił pięć z sześciu maszyn, które posiadał, a ostatnia była wtedy w remoncie. Władze uniwersyteckie musiały pilnie wynająć 4 samoloty, by zastąpić Warriory zniszczone tego wieczora i pozwolić studentom kontynuować loty.
Mogli sprzedać tego Seminole’a do galerii sztuki nowoczesnej, jeszcze by zarobili. Swoją drogą, nawet samoloty pod ludzką kontrolą lubią czasami wyskoczyć na miasto.