Dziś Junkers kojarzy się (już coraz mniej przez postępujące wycofywanie gazu ziemnego z mieszkań) z produkcją przepływowych ogrzewaczy wody. Zanim jednak ta firma przerzuciła się na AGD, zajmowała się lotnictwem – wszak to między innymi samoloty Junkersa zrzucały bomby na pewien kraj nad Wisłą jesienią 1939 roku.
Zanim do tego doszło, Junkers był prężną niemiecką manufakturą, która oprócz produkcji wojskowej bardzo inwestowała w rynek cywilny. Ju-52, znany jako „Ciotka Ju”, stał się podstawą funkcjonowania wielu europejskich towarzystw lotniczych w dwudziestoleciu międzywojennym i ciut po wojnie, podobnie jak wcześniejsze maszyny typu F 13. Teraz jednak chciałbym zwrócić Waszą uwagę na inny, cokolwiek osobliwy projekt. To Junkers J-1000, zarówno w nazewnictwie, jak i w skali przewyższający wszystko, co zaprojektowano w manufakturze przed nim i po nim.
W połowie lat dwudziestych Hugo Junkers zapragnął dużego, reprezentacyjnego liniowca dla lotów transatlantyckich i oto co opuściło deski kreślarskie jego fabryki: J-1000 był hybrydowym latającym skrzydłem, miał 80 metrów rozpiętości, 24 długości i prezencję podobną do znacznie późniejszego Kalinina K-7. Planowano przewozić nim 80-100 osób na liniach do USA (z międzylądowaniami na Islandii, Grenlandii i w Kanadzie, maksymalny zasięg miał wynosić 2500 km) z prędkością około 250 km/h, w luksusowych kabinach umiejscowionych w skrzydle. Dodatkowo pod skrzydłem zamocowano dwa kadłuby, na których z samego przodu umieszczono ster wysokości, a pod nimi podwozie główne. Tak niecodzienną konstrukcję doprawiono czterema silnikami tłokowymi, wciśniętymi elegancko pomiędzy kabiny pasażerskie w skrzydle. Cóż, przynajmniej byłoby od nich ciepło.
Hugo Junkers wybrał się do Stanów by znaleźć inwestorów dla swojego pomysłu. Przygotował broszury, poglądowe rysunki i zdjęcia, plany – wszystko czego marketingowcowi potrzeba, by sprzedać produkt. Amerykański rynek „nie chwycił”. W tym czasie w USA latały drewniane Fokkery F.VII i dopiero co zapowiedziano Fordy Trimotory. J-1000 musiał dla ówczesnych Amerykanów wyglądać jak wycieczkowiec na Marsa dla nas. Z drugiej strony, Elon Musk obiecał wycieczkowiec na Marsa…
Hugo wrócił do Europy i porzucił pomysł na ogromne latające skrzydło na rzecz nieco bardziej konserwatywnego, tańszego, ale wciąż ogromnego jak na swój czas G 38.