Spuchnięty, ale dzielny: AQC Jetway 707

Jak dostać się na lotnisko? Pociągiem? Autobusem? Przepłacając za taksówkę? Amerykanie od lat lubują się w przedłużonych limuzynach, które od lat kursują między centrami dużych miast a lotniskami na ich obrzeżach. Co jednak, jeśli ludzi do wzięcia jest więcej, a są lata sześćdziesiąte i minibusy w tej roli jeszcze się nie przyjęły?

Kilkanaście lat później już tak.

Na to pytanie istnieje dość osobliwa odpowiedź, a znają ją firmy karoseryjne z USA, które latami oferowały przeróbki co dziwniejszych samochodów na środki masowego transportu. Zazwyczaj cechowały się one pojemnością kilkunastu osób, z czego praktycznie każdy rząd siedzeń miał swoją parę drzwi. Taka limuzyna na sterydach. Ale, ale! Przecież do samolotu bierze się bagaż!

SUVo-limuzyna produkcji Armbruster-Stageway, 40 lat zanim stała się modna jako samochód na wieczory panieńskie…

Niech więc będzie kombi. Wielodrzwiowe kombi. Takowe w swojej ofercie miała firma American Quality Coachbuilding (pamiętajcie, jeśli w nazwie jest słowo „jakość”, najpewniej będzie ona kiepska), zbudowane na jednej z osobowych propozycji Oldsmobile’a.

Oldsmobil kombi? Miłośnicy serialu Różowe lata siedemdziesiąte zapewne od razu skojarzyli ogromnego Vistę Cruisera, który był świadkiem wielu perypetii ludzkich bohaterów. To dość oczywisty wybór, od 1968 roku w produkcji była druga, siedmiomiejscowa generacja, której raczej nie brakowało mocy, zważywszy na opcje silnikowe. Wszystkie trzy to V8, od 5,7 do 7,5 litra pojemności. 300-400 koni mechanicznych z prawie ośmiu litrów. W kombi!

Ogarnięta boazeriozą Vista Cruiser z 1970 roku.

No więc, nie. AQC wzięło na warsztat jeden z mniej oczywistych modeli w gamie firmy sygnowanej nazwiskiem pana Oldsa. Był to nietuzinkowy personal luxury vehicle (nie mam dzieci, stać mnie na marnowanie miejsca w garażu, coś takiego) o nazwie Toronado, który mógł być napędzany 7 lub 7,5-litrowym silnikiem V8 z serii Rocket i mieć nawet 385 lub 400 koni mechanicznych. Od rodzeństwa z tej samej stajni dzielił go jednak układ, bo Toronado było samochodem przednionapędowym. 400 koni ciągnących dwutonowe coupe na resorach piórowych. To musiało skręcać jak Su-22, ale przynajmniej było bezawaryjne. Ten układ bez zmian trafił do kampera GMC i sprawdzał się tam przednio. No, ja myślę. Przy takiej mocy?

Przedni napęd do mniej przeróbek i brak kilkumetrowego wału napędowego, wzięto więc Toronado na warsztat, oberżnięto wszystko za słupkiem A, wspawano hektary podłogi i zwieńczono zdwojoną tylną osią. Pomiędzy osiami wylądowały cztery pary drzwi, ale rzędów siedzeń w środku było pięć – w ostatnim osoboamerykanie musieli siedzieć za karę, bo dostawali się przez składane oparcia rzędu numer cztery. Samochód wieńczył spory kufer, a także dach inspirowany szklarniami dalekodystansowych autobusów przemierzających wówczas bezmiary flyover country, USA.

AQC nazwało swój samochód Jetwayem 707, na cześć Boeinga 707 i w nawiązaniu do lotniczego przeznaczenia pojazdu (i, potencjalnie, nazwy marketingowej skrzyni automatycznej GM, nazwanej Jetaway). Limuzynobus mierzył prawie dziewięć metrów (źródła podają 28 stóp, więc 8,83 metra, ale wszystko wskazuje na to, że przed liczbą powinno stać słowo około). W środku, w zależności od ilości kanap, mogło siedzieć od 12 do 15 osób, ale w tym drugim przypadku miejsce na bagaż nieco cierpiało. AQC podawało pojemność bagażnika wynoszącą 2 830 litrów, ale w praktyce często okazywało się to pojemnością niewystarczającą dla wyjeżdżających na Hawaje urlopowiczów. Za to w sytuacji, gdy bagażu było niezbyt dużo, Jetway 707 okazywał się doskonałym środkiem transportu dla większej ilości osób – na przykład dla drużyn sportowych. Masa? 3 700 kilogramów na pusto. Prędkość maksymalna: do 180 km/h!

Wyprodukowano 52 sztuki. Swoją drogą, w planach AQC były też przeróbki Toronado na karawany i karetki. O ile jestem w stanie zrozumieć potrzebę 400-konnej karetki, tak mam wrażenie, że na cmentarz nie ma aż takiego pośpiechu.

A propos Quality w nazwie AQC: Jetwaye rdzewiały na potęgę, skrzypiały w środku i przeciekały. Tak duże przeszklenia i długość pojazdu powodowały luzy w nadwoziu i szpary między drzwiami o zmiennej geometrii. Tak, czy inaczej, jeśli zechcielibyście posiąść taką parówkę na własność, szykujcie od 25 do 35 kilodolarów za przyzwoitą sztukę. Da się też znaleźć taką za trzy patyki, ale wtedy potrzebowalibyście ze 150, by przywrócić jej dawny blask.

Standardowy stan wielu Jetwayów AD2020.

Ja wiem, że to inne warunki i inne pieniądze, ale nasze PF 125p Jamniki schowałyby się w cieniu takiego Jetwaya. U nas taki rodzaj transportu na lotnisko niestety się nie przyjął, o czym można sobie szybko przypomnieć, gdy z prędkością zbliżającą się do terminalnej wyprzedza nas czarny Mercedes W212 lotniskowej korporacji taksówkarskiej, zostawiający za sobą równie czarne kłęby dymu…

To już Jamnik lepszy. I mniej kopci.
Tagi:
Kategorie: