Wyprzedaż u Giugiaro, odc. 2: Dobry projekt też czasem zostaje sierotą

Kanciasty kawał nierdzewnej stali jakim był Delorean DMC-12 autorstwa Giorgietto Giugiaro zna chyba każdy fan motoryzacji i sporo niesamochodowych fanów kina. Mało kto jednak kojarzy inne zapędy szefa Italdesignu i Johna Deloreana, jak na przykład sedana DMC-24, którego planował wprowadzić jako kolejny model obok -12.

Gdzieś w 2006 roku wykopałem w odmętach internetów informację, że już-już nowe Delorean Motor Company przywróci produkcję DMC-12 w USA, w Humble w Teksasie. Minęły lata, upragniona przez nich zmiana legislacji umożliwiająca budowę małych serii samochodów bez testów zderzeniowych wciąż nie przeszła, toteż czterdziestoletni Delorean jeszcze nie zmartwychwstał. Inna sprawa, że w dzisiejszych czasach pewnie sensowniejsze z punktu widzenia ekonomii byłoby wprowadzenie do produkcji inspirowanego DMC-12 SUVa, coś na kształt tego, co z Borgwardem zrobili Chińczycy, tylko może z lepszym skutkiem.

W czasie, gdy paleta modelowa Delorean Motor Company dopiero się tworzyła, John Delorean planował, że obok samochodu klasy GT w salonie stanie sedan, który pełnił wtedy taką funkcję w portfolio każdego producenta jaką dziś pełnią SUVy, zwłaszcza na rynku amerykańskim. Każdy kto chciał sprzedawać samochody, musiał mieć w ofercie dużego sedana, albo przynajmniej łże-sedana jak niektóre pomysły Citroena. Szkice z 1979 roku prezentują dwa odmienne podejścia do tematu.

To chyba jeden z tych słynnych pomysłów zapisanych na szybko w przerwie na lunch…

Pierwszy z nich to bardzo ciekawe rozwiązanie, które pewnie miałoby problem z homologacją drogową. DMC-24 wyrysowany według niej miał być pędzony dwoma niezależnymi czterocylindrowymi bokserami, po jednym z przodu i z tyłu samochodu. To dawałoby sedanowi Deloreana napęd na cztery koła i bardzo korzystny rozkład mas, a także niski środek ciężkości. Dodatkową atrakcją byłby układ kabiny, w której przynajmniej jeden fotel pasażera miał być skierowany przeciwnie do kierunku jazdy.

Druga koncepcja była dużo bardziej konwencjonalna i przynajmniej w teorii zadowoliłaby xięgowych, bo pozwoliłaby na przejęcie większej ilości części z DMC-12. Silnik wciąż okupowałby okolicę tylnego zderzaka, a między nim i kabiną pasażerską byłoby miejsce na bagaż. Następnie wpasowanoby tylną kanapę, przednie fotele, a z przodu mieściłby się jeszcze mały bagażnik i zapas paliwa. Silnik miałby cieszyć się turbodoładowaniem, co potencjalnie ożywiłoby ospałą, 130-konną jednostkę PRV napędzającą DMC-12, jeśli wykorzystano by ją i tutaj. Rozważano różne zabiegi stylistyczne i ergonomiczne, jak światła pod stałymi kloszami, podnoszone nad maskę, bądź pośrednie rozwiązanie podobne do tego używanego w Toyocie AE86, gdzie lampy podnosiłyby się nad przednią część zderzaka. Jeszcze ciekawsze były drzwi, pomysł na które stanowi odwrotność tego z dzisiejszej Tesli model X – Przednie drzwi miały być podnoszone do góry jak w DMC-12, a tylne otwierane klasycznie.

Plany wprowadzenia do sprzedaży sedana nabrały rumieńców w 1981 roku, gdy przedstawiono koncepcję przerobienia niechcianego przez Lancię konceptu autrostwa Giorgietto Giugiaro, Medusy, na nowy samochód z logiem DMC. Medusa była postawiona na podwoziu Montecarlo i mogła pochwalić się niespotykanym wówczas i rzadko osiąganym do dzisiaj współczynnikiem oporu aerodynamicznego równym 0,263. Linie zostały nieco uproszczone i zbliżone do produkowanego już wówczas DMC-12 i wkrótce światu zaprezentowano pełnowymiarową makietę. Najciekawszym jej elementem były drzwi, typowe dla Deloreana, a więc uchylane do góry. Nie dzielono ich już na przednie i tylne, cały bok samochodu się otwierał, co rodzi pewne pytania o sztywność konstrukcji i ilość wymaganych wzmocnień, by auto nie wichrowało się w zakrętach. Współczynnik oporu był jeszcze lepszy niż w Medusie, wynosił 0,24.

W szerokim obiegu przetrwały jedynie nieliczne rysunki DMC-24, ale to nie szkodzi i już tłumaczę dlaczego. Pierwotnie John Delorean chciał wdrożyć sedana do produkcji końcem 1983 roku, ale wtedy jego firma była już postawiona w stanie bankructwa. DMC-24 został osierocony, ale Giugiaro miał na niego pomysł: zrobił z niego hołd dla Lamborghini.  Podmienił znaczki DMC na szarżującego byka, zakrył charakterystyczne felgi kołpakami i voila – Lamborghini Marco Polo gotowe, od DMC-24 różnią go szczegóły.

Nie znacie takiego Lambo? A, bo ono również nie dotarło do produkcji. Firma z Sant’Agata Bolognese była zajęta wtedy nieskutecznymi próbami opchnięcia LM001 wojsku i przerobieniem go na LM002, a także przebudową Silhouette w Jalpę, więc sedan nie był w sferze ich zainteresowań. Pomysł na takowego pojawił się dopiero w 2008 roku jako przepiękny koncept Estoque, który, jak zapewne wiecie lub zgadliście, nie dotarł do produkcji. To już epoka SUVa, jego miejsce na linii zajął Urs… Urus. Czy to dobrze, czy to źle? Cóż, niestety nie jestem w targecie sprzedażowym Lamborghini, ale nie powiesiłbym plakatu Urusa nad łóżkiem, choć jak na SUVa ma coś w sobie. Za to wisiało u mnie Diablo…

Kategorie:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *