Na FSBiodra ostatnio same zachodnie wynalazki, a przecież Związek Radziecki uraczył świat wieloma nietypowymi konstrukcjami i pomysłami. Oto jeden z nich, zaprojektowany gdy ZSRR jeszcze był młody i bardzo głodny wykazania się przed zachodnimi mocarstwami. Nie, żeby potem był mniej głodny, jeno starszy.
SAM-7 Sigma to mocno nietypowy projekt jak na 1936 rok. Ba, jego linia z tłokowym silnikiem ale bez ogona mocno zdziwiłaby i dzisiejszych obserwatorów. Był to całkowicie metalowy, dwumiejscowy dolnopłat, którego projektant Aleksandr Siergiejewicz Moskalew zrezygnował z klasycznego statecznika poziomego i pionowego, obarczając sterowaniem płat nośny. Taki układ może być dość oczywisty w epoce odrzutowców i fly-by-wire, ale w czasach linek i sterów krytych płótnem wdrożenie go do użytku mogło być karkołomne.
Jak więc sterowano wysokością w tym wynalazku? Krawędź spływu skrzydła wieńczyła powierzchnia sterowa, która ciągnęła się od kadłuba aż do końcówki. Była dzielona pośrodku, wewnętrzna jej część służyła za ster wysokości, a zewnętrzna to sterolotki. Na końcówkach skrzydeł zainstalowano spore, pionowe płyty brzegowe ze sterami kierunku. Za napęd miał służyć 800-konny Mikulin M-34, który wymagał dodatkowego chłodzenia przy niskich prędkościach, więc SAM-7 wyposażony był w pomocniczą, wysuwaną chłodnicę.
Po co właściwie całe to zamieszanie z brakiem ogona? Ano żeby strzelec pokładowy miał dobry widok na tyły i mógł bez przeszkód pruć ze swoich dwóch SzKASów. Jeszcze dwa miały być zamontowane klasycznie w nosie maszyny i szerzyć komunizm przed samolotem.
Wyprodukowano przynajmniej jeden egzemplarz i wykonano kilka testowych skoków nad lotniskiem, ale trudno było nazwać to oblotem. Samolot ponoć był stabilny w locie, ale bliżej niesprecyzowane problemy z aerodynamiką i wytrzymałością struktury płatowca pogrzebały projekt. Może trzeba było poczekać na to fly-by-wire…