„Zgadywanka, koleżko!”, cytując za filmem „Speed”. Co robi szanujące się amerykańskie mocarstwo, gdy jego dyplomaci są uwięzieni w miejscu, skąd o ucieczkę trudno, a poprzedni plan ich ekstrakcji spektakularnie zawiódł? Używa dyplomacji? Dyplomacja jest dla cieniasów! Odpowiedź brzmi: wciska przycisk „turbo”.
Tak zrobiły tęgie głowy w USA, gdy podczas kryzysu dyplomatycznego na linii Stany Zjednoczone – Iran na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych wystąpiła potrzeba ewakuacji z Teheranu kilkudziesięciu osób, a największym kawałkiem placu w pobliżu było boisko do piłki nożnej naprzeciwko ambasady. To więcej niż wystarczająco miejsca dla śmigłowca (pierwotnie planowano użycie RH-53 Sea Stalliona, a dokładniej – sześciu sztuk), ale skoro jego wykorzystanie spełzło na niczym przez burzę piaskową i katastrofę w punkcie przerzutu, zdecydowano się na nieco bardziej… bezpośrednie rozwiązanie.
Ładujemy Herculesa prosto w to boisko, żadnych kompromisów. B-25 startowały z lotniskowca, a 737 ze żwiru, to C-130 nie da rady z boiska?
Cóż, C-130 wymaga około 1000 metrów nieprzygotowanego pola by móc swobodnie startować i lądować, boisko piłkarskie zwykle nie jest dłuższe niż 120 metrów. Sam rozbieg i dobieg to też nie wszystko – wszelkie przeszkody terenowe dookoła tego skrawka ziemi mogły wymóc bardziej stromy kąt zejścia i przyziemienie dalej niż na samym jego początku.
To jednak nic dla tęgich głów z USAF. Wydumano następujący plan: z bazy na terenie Stanów Zjednoczonych wystartuje zmodyfikowany C-130H, który po pięciu tankowaniach w locie dotrze do Teheranu bez międzylądowania – wiecie, wszystko tajne przez poufne, nie ma co ryzykować, że ktoś ten samolot gdzieś zobaczy. Hercules wylądowałby na tym boisku, specjalnie przygotowana ekipa Delta Force wyprowadziłaby zakładników z ambasady, następnie C-130 szybko wzbiłby się w powietrze i wylądował na lotniskowcu w Zatoce Perskiej.
Jak jednak skrócić dobieg i rozbieg tak wielkiego samolotu do raptem 100 metrów? To nie Cessna, choć numerek mógłby coś takiego sugerować. Z rozbiegiem nie było aż takiego problemu, wszak w USAF od lat korzystano z JATO, Jet-Assisted Take-Off, małych rakiet wspomagających samoloty przy rozbiegu z krótkich pasów. Wystarczyło dołożyć ich dość, by samolot był w stanie osiągnąć prędkość startową. A dobieg? Cóż – tak samo. Do boków C-130H zamontowano chowane rakiety wycelowane wylotami w kierunku lotu, a mające na celu wytracanie prędkości postępowej. By jednak samolot nie spadł przy tym jak kłoda, zamontowano także rakiety wycelowane w dół, mające przejmować od skrzydeł obowiązek generowania siły nośnej przy niskich prędkościach. Jeszcze kilka rakiet stabilizujących w skrzydłach i ogonie, dwuslotowe klapy, przedłużone lotki i samolot był gotowy. Rakiety miały być sterowane komputerowo, ale była możliwość manualnego ich odpalenia.
Tak zmodyfikowanego C-130 nazwano YMC-130H, a operację, która wymagała jego użycia – Credible Sport. Zbudowano specjalny symulator, by nauczyć pilotów obsługi nietypowego Herculesa. Pierwsze próby lotu z ciągiem rakiet przeprowadzono w październiku 1980 roku. Testy szły fantastycznie – samolot był stabilny na podejściu przy raptem 85 węzłach (160 km/h) i mógł podchodzić do lądowania pod kątem ośmiu stopni, względem normalnych trzech. Skoro więc oddzielne testy startu i lądowania pod rakietami wypadły pomyślnie, zdecydowano się na pełny test.
29 października YMC-130H rotował po raptem metrze od ruszenia i był w powietrzu po 50 metrach. Podczas podejścia do lądowania uruchomiono górny zestaw rakiet wycelowanych do przodu, by zwolnić maszynę. Zrobiono to wyżej niż przy wcześniejszych podejściach, bo na 12 metrach nad ziemią zamiast zwyczajowych sześciu. Inżynier pokładowy został oślepiony przez dym i, sądząc, że samolot już przyziemił i pora zwalniać dalej, uruchomił dolny zestaw rakiet. YMC-130H praktycznie stanął w miejscu, ale na wysokości kilku metrów nad ziemią. Samolot gruchnął o pas startowy, urywając prawe skrzydło i kończąc pochód po kilkudziesięciu kolejnych metrach. Wybuchł pożar, ale ugaszono go dosłownie w kilka sekund po zatrzymaniu maszyny.
Drugi samolot tego typu był gotowy do dostarczenia, ale okazał się zbędny, gdyż wynegocjowano umowę między USA a Iranem, moderowaną przez rząd Algierii. Zakładnicy zostali uwolnieni w styczniu 1981 roku, w dniu zaprzysiężenia Ronalda Reagana na prezydenta. Dyplomacja jednak dała radę.
Najcenniejsze elementy YMC-130H wymontowano z maszyny, a drugi egzemplarz, po krótkich testach w ramach projektu Credible Sport II, posłużył za prototyp MC-130H Combat Talon II dla potrzeb sił specjalnych USA.
Większość zdjęć to klatki z filmu kręconego na potrzeby programu testowego, więc można obejrzeć samemu jak YMC-130H radził sobie w locie, w tym również jak wyglądało jego ostatnie lądowanie: